Lubię tulipany, bardzo lubię.
Taka historia…dość niewielka na zewnątrz, całkiem niemała w środku….mnie.
Stoję w sklepie, spożywczak, duży, za Panem, starszym.
Ponurym.
Na poruszającym się blacie, powszechnie znanym jako taśma, trzy bukiety tulipanów…panów.
Ponury, starszy Pan kupujący trzy bukiety tulipanów. Leżące między szynką, kilogramem ziemniaków i mlekiem łaciatym (lokowanie produktu).
Ponury starszy Pan płaci, a ja widzę te tulipany i jakoś mi miło. Czuję wielką chęć zapytać „dla kogo?”
A w środku wojna, chęć vs lęk.
Chęć, żeby zapytać.
Lęk, że zaraz ponury starszy Pan, ponuro spojrzy na mnie i spode łba odburknie: „nie Pani sprawa”.
Czas mija…..
Chęć nie…..
Już spakowana szynka.
Już Pan pakuje kilogram ziemniaków.
Już sięga po łaciate.
Teraz albo nigdy.
Jak nie zapytam, nie zagaję, będę żałowała. Odwaga, to robić mimo lęku.
Pan bierze kwiaty na ręce.
„Pięknie Pan wygląda z tymi tulipanami”
Starszy Ponury Pan patrzy na mnie i promiennie się uśmiecha.
„Dla żony”
„Szczęściara”
Starszy Pan z uśmiechem na twarzy i rozjaśnionymi oczami patrzy na mnie: „Dziękuję”
Wychodzi uśmiechnięty.
Myślę, że inaczej da żonie te kwiaty, niżby dał wcześniej.
A może tylko mi się tak wydaje.
Nieważne, a może bardzo ważne.
Czuję się dobrze. Mimo lęku. W zgodzie ze sobą……
Może choć troszkę zmieni się świat.