W sumie najłatwiej zamknąć się, ubrać w zbroję, nieprzepuszczalną i trwałą, gdzie żadna emocja, odrobinę trudniejsza nie znajdzie swojego ujścia. Najłatwiej jest odgrodzić się od innych, w chwili niepowodzenia i udawać, że w sumie nic mnie to nie dotyka, bo w zasadzie nie zależy mi na tym za bardzo. Znaleźć parę racjonalnych argumentów w głowie, że w sumie to i tak tego nie chciałam i już gotowe….Umysł zadowolony, emocje okiełznane, ciało zaciśnięte-no trudno, ale ogólnie poziom utrzymany.
Poczułam ostatnio bardzo mocno, gdzieś na bardzo głębokim poziomie, przechodząc jeden z moich licznych procesów…a myślałam, że już mam dość i koniec z procesami 😉 Cóż, życie płata figle, stawia przed nami ludzi, sytuacje, w momentach, gdzie spokój zamienia się w stagnację i każde….hmmm, rozwijać się dalej. Poczułam, że gdzieś na bardzo głębokim poziomie czuję, że „jestem niewarta tego, żeby mieć prawo, żeby chcieć lub pragnąć”, to było to: Nie jestem nawet warta, żeby mieć prawo!!!! To takie jeszcze bardziej ekstremalne! Wiecie, wtedy to nawet lepiej nie próbować, zrezygnować zawczasu, takie ciekawe zabezpieczenie przed rozczarowaniem, wstydem, że jednak potwierdziło się, że nie mam do tego prawa, jakimś niejasnym poczuciem upokorzenia. Lepiej zrezygnować w przedbiegach, po co narażać się, skoro można się…nie narażać.
I będąc w tym wszystkim, całej zawierusze, dając sobie prawo do odczucia wszystkich tych ciężkich emocji, balastu przekonań, poczułam jak płynie przeze mnie życie, jak inaczej jest pozwolić temu wszystkiemu przepłynąć przeze mnie pozostając w pełnej otwartości. Poczułam też pokusę zamknięcia, zaciśnięcia…taka chwila wytchnienia, oddzielenia się od tego co trudne. I pozwoliłam się tej pokusie wciągnąć. Odpoczynek, tępy, nijaki, bez życia, ale fakt…..odpoczynek. I potem znowu wypłynęłam na głębokie wody, podejmując decyzję, że chcę w tym wszystkim być całkiem świadoma, świadomie odkryć, co też tam na dnie się skrywa, pozostać otwartą na cokolwiek przyjdzie.
I tak stąpając po cienkiej tafli lodu, leciutko zamarzniętej na falach oceanu, poczułam jak ogromnie różni się pozostanie w otwartości, bolesne, trudne, ale i pełne życia, świadome, pozwalające wszystkiemu swobodnie płynąć w otwartym na ból i trudności ciele, od zaciśnięcia się w celu ochrony, które jest odpoczynkiem, łatwą ścieżką do natychmiastowej poprawy, ale które kurczy i ogranicza moje życie, moją wolność. Wolność do odczuwania tego co odczuwam w kontekście danej sytuacji. I nic nie daje na przyszłość, jest na przeczekanie. I tak można przeczekiwać całe swoje życie, w nawykowy sposób zaciskać swoją wolność przy każdej okazji.
A tutaj taki mały bonusik. Nawet nie wiem czy sens o tym pisać. Napiszę 😉 , bo to co piszę, jest też dla mnie, moją refleksją…post, do której czasem wracam.
W tym okresie szamotaniny wewnętrznej, zaczęłam doświadczać bardzo mocnych skurczów w stopie, promieniujących na łydkę, wielokrotnie dziennie, bardzo intensywne. No wiadomo, no ja wiem, co zrobić ze skurczami, nie jest to dla mnie wiedza tajemna, jest bardzo praktyczna, więc rach ciach, czuję skurcz, ok skurczu nie ma. Zastanowiło mnie, że czemu teraz? co się dzieje? Dlaczego? I leżąc tak pewnego poranka, w okolicznościach dość niecodziennych, po raptem krótkim snie, zaczęło się. Skurcz jeden za drugim, wyginający palce, łydki. Poczułam, że to jest o otwartości, że to jest o przyjmowaniu tego co przychodzi, bez zaciskania, że to jest właśnie praktyczny sprawdzian tego co w emocjach się dzieje.
Pozwoliłam bólowi być, było bardzo ciężko, bardzo trudno. Skurcz trzymał w jednym miejscu, przechodził na drugie nie odpuszczając wcześniejszemu, potężny ból, łzy, oddech, rozluźnienie. Hmmm, czy to nie brzmi czasem jak poród 😉 ?
Pozostałam w pełnej otwartości i co? Umęczyłam się chyba z godzinę, albo więcej i….przeszło! Zostałam w pełnej otwartości na ból fizyczny.
Zostałam w pełnej otwartości na ból emocjonalny.
Ciekawy ten świat!
Mam postanowienie: pozostawać w otwartości, niezależnie od rezultatu, niezależnie od rozwiązania, niezależnie czy to co się dzieje mnie raduje (no jasne, wtedy łatwo być otwartym), czy przyprawia o ból. Świadomie przeżywać wszystko co przychodzi. Pozostać otwartą na wszystko, odczuć ból i trudności, dać sobie prawo do porażek, do cierpienia. Dać sobie prawo, żeby chcieć lub pragnąć, nawet jeśli niekoniecznie to, czego pragnę się zrealizuje i dać sobie prawo do przeżywania upadku, trudności, bólu porażki, bólu odrzucenia. Tylko przeżywając świadomie, dajemy sobie prawo do życia w pełni. Wtedy następuje rozwój.