Siódmy-Kierunek
  • Siódmy Kierunek
  • Coaching
  • Terapia/Praca z ciałem
  • Wydarzenia i takie tam
  • Blog
  • Sklep
  • O mnie
  • Kontakt i cennik

Siódmy-Kierunek

  • Siódmy Kierunek
  • Coaching
  • Terapia/Praca z ciałem
  • Wydarzenia i takie tam
  • Blog
  • Sklep
  • O mnie
  • Kontakt i cennik
0
Category:

Wiedza, a nie jakieś tam gadu gadu

Tutaj znajdziesz wpisy, z których, poza moimi przemyśleniami, będzie choć niewielki kaganek wiedzy

Wiedza, a nie jakieś tam gadu gaduWszystkie

Dlaczego nic mi się nie chce? Czyli rzecz o motywacji wewnętrznej

autor Katarzyna J Małysz 30 września 2022

Dlaczego nic mi się nie chce? Czyli rzecz o motywacji wewnętrznej

Motywacja wewnętrzna, czyli wewnętrzna siła, pragnienie, żeby iść w jakimś kierunku, działać, czerpać z życia…czyli wszystko to, co robimy, bo „coś” nas pcha, chcemy…. Nie musimy się napędzać, motywować, nakazywać. Życie samo płynie, a my płyniemy razem z nim w przyjemności i otwartości.

Pięknem motywacji wewnętrznej jest to, że podnosi jeszcze bardziej poziom naszej energii. Sprawia, że chce nam się żyć! Czujemy radość, ekscytację, szczęście i chcemy dalej iść w tym kierunku. Jeszcze, jeszcze i jeszcze…..

Motywacja wewnętrzna daje nam siłę do działania, do czerpania z życia pełnymi garściami.

Rodzimy się przepełnione motywacją wewnętrzną. Dokładnie wiemy, co lubimy, co sprawia nam przyjemność i chcemy po to sięgać…wręcz żądamy tego, czego chcemy! W bardzo naturalny sposób idziemy w kierunku przyjemności i radości z życia, a odsuwamy się, uciekamy od tego co nieprzyjemne, czego nie chcemy.

W dorosłości, bardzo często, tracimy całkowicie kontakt z motywacją wewnętrzną, brakuje nam energii, nic nam się nie chce, nie cieszy, rodzicielstwo nie sprawia frajdy, partner nudzi, praca nuży. Dlaczego? Co się stało między tym okresem, kiedy to byłyśmy małe, a teraz?

A stało się bardzo wiele……

Kary i Nagrody

Przede wszystkim warto podkreślić, że motywacja wewnętrzna nie lubi kar i nagród. Bardzo nie lubi. A czym od małego jesteśmy karmione? „Tego nie rób, bo….kara”, albo „to rób, bo dostaniesz nagrodę”. A nawet takie małe subtelności jak pochwały, jeśli dla dziecka staną się oznaką miłości i akceptacji. Wtedy zamiast podążać za tym czego pragnie, będzie starało się zasłużyć na tą pochwałę.

No i wyobraźmy sobie małą Kasię, która uwielbia tanczyć. Tańczy jak zwariowana i zauważa nagle, że i rodzice to zauważyli, zachwycają się małą Kasią, a kiedy to ta mała Kasia nie ma ochoty tańczyć, to rodzice jacyś nie bardzo zadowoleni już z małej Kasi, już nie uśmiechają się tak rozrzutnie, już nie chwalą jej do innych. W umyśle Kasi może zagościć nieprzyjemna myśl, że tylko jak tańczy, to jest kochana i akceptowana, tylko wtedy jak dostaje w nagrodę zachwycone spojrzenia rodziców, więc zaczyna tańczyć nawet jak nie ma na to najmniejszej ochoty. Tańczy już nie dlatego, że energia życiowa ją zabiera ze sobą. Tańczy, żeby zasłużyć. Motywacja wewnętrzna ustępuje miejsca staraniom.

A może popatrzmy na takiego Piotrusia, który z zapałem pomaga przy ogrodzie. Chce! Sam ma ochotę. Pragnie spędzać czas przy rodzicach, wspierać ich, po prostu być z nimi, albo zwyczajnie poprzebywać w ogrodzie. Rodzice doceniają, aż w końcu tak doceniają, że postanawiają wynagrodzić wysiłki syna…20 złotych za posprzątanie liści. Najprawdopodobniej już nigdy więcej Piotruś nie zechce popracować w ogrodzie na free. Motywacja wewnętrzna zmiażdżona.

Kary i nagrody sprawiają, że dziecko z orientacji na wewnątrz, na swoje pragnienia, odczucia, które gnają je do działania, sprawiają frajdę, przyjemność przenosi uwagę na zewnątrz. Czeka, jak świat zewnętrzny zareaguje. Już nie jest połączone ze sobą i swoimi pragnieniami, a stara się łączyć z pragnieniami kogoś z zewnątrz. Z reguły rodziców, nauczycieli, bliskich. Zgadywać, odczytywać, przewidywać…..

Nakazy, zakazy, powinności…………

Ale, ale, kary i nagrody to jeszcze nie wszystko. Taka motywacja wewnętrzna, nazwę ją energią życiową, płynie sobie swobodnie przez ciało. Tutaj każe krzyknąć, tutaj podskoczyć; jak nuda to wstać i wyjść, do czegoś co bardziej woła; jak głodna to zjeść; jak ma ochotę poskakać po błocie to skacze. Ale, ale, przecież czyste ubranie, nie wolno! Przecież tutaj trzeba być cicho! Przecież trudno, czasem trzeba wstrzymać konie i ponudzić się w imie….no właśnie, czego? Teraz pora na obiad, nie wtedy kiedy dziecko głodne, ale teraz! I tak dalej…..

I znowu wyobraźmy sobie takiego Maciusia, którego rozpiera energia, motywacja do życia, działania, cieszy się samym chodzeniem, bieganiem, grą w piłkę, czy skakaniem po kałuży, ale….teraz nie można, teraz nie wypada, tutaj należy być cicho, nie pora, teraz czas na naukę, w szkole się siedzi przez parę godzin w ławkach, a nie skacze i bryka. I ten Maciuś wstrzymuje tą energię i wstrzymuje, blokuje, uczy się, że jej swobodna ekspresja jest niedozwolona, że zanim da się jej porwać musi to poważnie przemyśleć….A motywacja wewnętrzna nie lubi planowania, nie lubi zarządzania, nie lubi czekać na odpowiedni moment. Ona przychodzi i jest. I czym częściej nie dopuszczamy jej do działania, tym bardziej kuli się w kącie i odpuszcza całkiem.

Albo popatrzmy na Anię, która wcale, ale to wcale nie ma najmniejszej ochoty przytulać na powitanie tej starej i oschłej ciotki, ale przecież należy, wypada! Zmuś się! Przełam! I uczy się małą Ania, że to co mówi jej głos wewnętrzny, nie ma wielkiego znaczenia, że słuchać należy nakazów, nie siebie. A motywacja wewnętrzna jest o sobie, o tym co z nas płynie, a nie o zmuszaniu się do tego, na co zupełnie nie mamy ochoty. Motywacja wewnętrzna nie znosi, kiedy blokuje się, to co chce naturalnie wypływać; ale też tego, kiedy chce uniknąć doświadczenia, a zmuszamy, żeby jednak doświadczyć. My wiemy, wiemy bardzo dobrze, nasze ciała wiedzą, co dla nas najlepsze, wiedzą to od dziecka. Jeśli czujemy opór, to z całą pewnością mamy ku temu wystarczające powody. Nieuszanowanie sprawia, że zastygamy.

 

Lęk przed odrzuceniem

A czy jak pokażemy jakie jesteśmy, to czy będziemy kochane? Jeśli dziecko utrwali w sobie przekonanie, że naturalna ekspresja jest niepożądana, bo rodzice jej nie akceptują, to stłamsi ten mały człowiek tą ekspresję…..w imię, w ten opaczny sposób pojmowanej, miłości. W imię bycia „akceptowanym”.

I tak np. taka mała Monika, skacze, lata, krzyczy, cieszy się życiem. I nagle widzi karcący wzrok mamy lub taty. Coś im nie w smak takie zachowanie. Kto wie? Może mają w swojej podświadomości wyparte pragnienie takich psot, może sami tak w dzieciństwie nie mogli. Nie chcą na to patrzeć, bo aktywuje im ich wyparte pragnienia. Ale tego Monika nie wiem. Widzi, że rodzice oddalają się od niej za każdym razem, kiedy energia płynie sobie przez nią niezakłócona. Wtedy może sobie Monika pomyśli, że lepiej, żeby nie płynęła w takim razie. Lepiej ją zablokować, usiąść spokojnie i tak spokojnie przesiedzieć całe życie.

Albo trochę starsza Magda. Eksploruje swoją seksualność, czuje się piękna, świat przepływa przez jej ciało. Zachwyca się. Czuje przyjemność. Cieszy się. Ale coś zmienia się w kontakcie z rodzicami. Szczególnie tatą. On nie wie jak reagować na jej seksualność. I tak Magda czuje się odrzucona z powodu seksualności, odepchnięta, nieakceptowana. Co wybierze? Akceptację, czy swobodny przepływ energii?

I wiele innych……

I tak te i wiele innych takich jak wzorce, przekonania, konflikty wewnętrzne zatrzymują naszą naturalną energię życiową, która sprawia, że nam się chce, że pragniemy żyć, działać, wchodzić w relacje. Która sprawia, że dokładne wiemy czego pragniemy, a czego nie chcemy i pcha nas od wewnątrz do podążania za tym pierwszym, a unikaniem tego drugiego. W wyniku stosowania kar i nagród, przyswajania sobie zakazów, nakazów, nie swoich przekonań, lęków odcinamy się od tego czego prawdziwie pragniemy i podążamy ścieżką, która ułatwia nam wpasowanie się w życie tych, co naokoło, w życie wymyślone przez innych. Poddajemy swoją wolność i radość życia, w imię akceptacji, miłości, bliskości. Tym samym chcemy nadać kierunek naszej energii życiowej, a ona jest jaka jest i warto pozwolić jej płynąć.

Jak odzyskać motywację wewnętrzną?

I tak długo jak długo będziemy się zaciskać w nagrodach i karach, powinnościach, zakazach, nakazach, pragnieniu bycia akceptowaną i kochaną za cenę swojej wolności, tak długo motywacja wewnętrzna będzie miała ciężkie życie. Często nie dajemy sobie prawa do bycia i pragnień, takimi jakimi one są. Boimy się odrzucenia. Boimy się, że będąc sobą i pozwalając sobie na bycie jaką jestem; pragnąc tego czego pragnę; mówiąc to co prawdziwie czuję; nie będziemy akceptowane. A z reguły jest zupełnie inaczej. Wraz z kontaktowaniem się ze sobą, daniem sobie prawa do pragnień, marzeń, wolności, radości z życia, wzrasta nasz poziom otwartości, nasze ciało się rozluźnia, odczuwamy więcej miłych emocji i przyjemności w ciele, emanujemy pozytywną energią. I to sprawia, że spora część osób będzie chciała być z nami jeszcze bliżej, a Ci co nie….hmmm, może warto się zastanowić, czy zależy nam na relacjach z ludźmi, którzy niekoniecznie chcą, żebyśmy były sobą.

 

 

 

30 września 2022 0 komentarz
0 Email
Wiedza, a nie jakieś tam gadu gaduWszystkie

YOUTUBE: CIAŁO JEST WAŻNE-SERCA, A STRES

autor Katarzyna J Małysz 26 września 2022

Ciało jest ważne: serca, a stres.
🍃
Wysokie ciśnienie! O czym może i najprawdopodobniej świadczy? Jaki ma związek ze stresem?
🍃
Zapraszam do oglądnięcia też nowego, obszerniejszego filmu na Youtube na kanale Siódmy Kierunek w tym temacie: https://www.youtube.com/watch?v=F4wqxNLoJwg

 

 

26 września 2022 0 komentarz
0 Email
Wiedza, a nie jakieś tam gadu gaduWszystkie

PERFEKCJONIZM

autor Katarzyna J Małysz 12 września 2022

Perfekcjonizm bierze się z poczucia, że nie jestem wystarczająco dobra. Usilne starania, żeby dopiąć wszystko na ostatni guzik są próbą zamaskowania przekonania, że czegoś mi brakuje, że jestem wadliwa. Są próbą uniknięcia wstydu, który niechybnie się zjawi, wyskoczy jak Filip z konopii, jeśli ktoś zauważy moją niedoskonałość, w którą głęboko wierzę…..wewnętrzna krwawiąca rana.  Wstyd, bo nie jestem wystarczająco doskonała….żeby mnie kochać. Ktoś zauważył. Wstyd. I teraz mnie skrytykuje, odrzuci, bo teraz już wie, że jestem beznadziejna-lęk przed odrzuceniem. Stąd bierze się perfekcjonizm, z lęku przed odrzuceniem.

Jeśli będę wystarczająco się zaciskać, żeby nikt nie zauważył moich ułomności,  nie będę musiała się wstydzić wstydem, który krzyczy do mnie „nie jesteś warta, nie jesteś warta miłości i akceptacji! Teraz czeka Cię odrzucenie”.

A lęk przed odrzuceniem, to jeden z największych lęków, najmocniejszych, najpotężniejszych.

I tak całe życie staram się stawić czoło innym, maskować, doskonale wyglądać, wyglądać na doskonałą uczennicę, doskonałą córkę, siostrę, mamę, żonę, kochankę, pracownicę, doskonałego nauczyciela,  doskonałego lekarza, doskonałego…..kogokolwiek, żeby zasłużyć, a wewnątrz wierzę, że jestem „wadliwa”. I tej rany nie zakryję niczym, ona będzie krwawić, ropieć, niezależnie ile plastrów na nią nałożę….żeby zakryć.

Podkreślę, że nie chodzi tutaj o bycie doskonałą uczennicą, córką, siostrą itd., chodzi o to, żeby sprawiać wrażenie bycia doskonałą, bo wewnętrznie wierzę, że i tak słabo, słabiutko. I tutaj wchodzi kolejny lęk, żeby ktoś nie zauważył, że to tylko wrażenie.

I tak, poprzez perfekcjonizm, unikam wstydu, ale nie docieram do sedna. Jestem jak lekarz medycyny konwencjonalnej, staram się „zaleczyć” niedoskonałość, zamiast sięgnąć do korzeni i zobaczyć, że tam siedzi wstyd, a pod nim lęk, przed tym, że jestem niewystarczająca, niegodna miłości i akceptacji, że panicznie boję się odrzucenia i zrobię wszystko, żeby nie dać ku temu powodu.

Zawsze tam gdzie pojawia się perfekcjonizm, jest wielkie potencjalne ryzyko wstydu po zdemaskowaniu. A ten wstyd pali tak mocno, że nie widzę, że pod nim jest lęk przed odrzuceniem, bardzo często nieuświadomiony. Nieuświadomiony, czyli taki,  o którym myślę, że mnie nie dotyczy.

To typy walczących perfekcjonistów. Zawsze na maksa, zawsze ku doskonałości.

Mogę też być typem, nazwę go, perfekcjonistą uśpionym, to taki, co zrezygnował, czyli nie podejmuję wysiłków, bo i tak nie uda mi się doskoczyć do ideału. Tak panicznie boję się doświadczyć porażki i wstydu, a w konsekwencji poczucia odrzucenia, że nawet nie próbuję. Skazuję się zawczasu na wieczne nic, żeby tylko uniknąć ryzyka doświadczenia wstydu, który skrywa lęk przed odrzuceniem.

I oczywiście mogę być mieszańcem. W jednej dziedzinie życia np. pracy jestem perfekcjonistką, a np. relacji unikam jak ognia….żeby się nie poparzyć.

Niezależnie od typu, głęboko skrywa się poczucie bycia  niewystarczającą, żeby mnie kochać i akceptować…lęk przed odrzuceniem.

Wstyd jest jedną z najpotężniej niszczących emocji. Jest o braku akceptacji siebie, o oddzieleniu od siebie. W patrzeniu na siebie, jest o przyjęciu perspektywy karzącego i nieakceptującego rodzica. Jest o braku miłości do siebie. O oddzieleniu. Ale wstyd to też potężna emocja, która pokazuje nam, że tam pod nią coś się kryje. Warto przyglądać się wstydowi, nawet się na niego narażać, żeby zobaczyć więcej. To on często jest wskazówką, że tam pod nim kryje się nasz cień, czyli wyparta część, z którą nie mamy kontaktu, którą zakopaliśmy pod gruzami nieświadomości, bo tak bolesna, że kontakt z nią nie do zniesienia. Wstyd często wskaże nam nasze lęki. Nierzadko, a może i najczęściej….lęk przed odrzuceniem, ranę, którą zadali nam najbliżsi w dzieciństwie, nie akceptując i odrzucając nas lub nasze części. Im zadali tą samą ranę ich rodzice i tak daleko daleko w przeszłość. Co powiesz na to, żeby zerwać ten łańcuszek?

12 września 2022 0 komentarz
0 Email
Wiedza, a nie jakieś tam gadu gaduWszystkie

Narzędzia Poszerzania Świadomości: Coaching i Terapia na YOUTUBE

autor Katarzyna J Małysz 17 sierpnia 2022

Dziś zapraszam do oglądnięcia filmu: „Narzędzia Poszerzania Świadomości: Coaching i Terapia” Tutaj:, który jest kontynuacją poprzedniego: „Świadome Życie” (tutaj: Świadome Życie )

Filmek: Narzędzia Poszerzania Świadomości: Coaching i Terapia”

 

17 sierpnia 2022 0 komentarz
0 Email
Wiedza, a nie jakieś tam gadu gaduWszystkie

NARZĘDZIA BUDOWANIA ŚWIADOMOŚCI

autor Katarzyna J Małysz 1 sierpnia 2022

Jak zauważycie nie jestem mistrzem grafiki komputerowej. Trudno.

Dziś konkretnie i na temat.

Mój cel życia to…życie. Życie jest celem w sobie, znaczeniem dla samego siebie. Zaczynamy rozumieć to wtedy, kiedy tak prawdziwie kontaktujemy się z naszym prawdziwym życiem. Dzieci nie mają wątpliwości, żyją bez celu, robią co im wpadnie do głowy czy, co tam w duszy zagra, nie roztrząsają przeszłości i nie planują nieustannie przyszłości. Po prostu sobie żyją. Dla nich to jest sens każdego dnia. Wstać, pobrykać, podokazywać i iść spać.

Życie jest celem samym w sobie, ale żeby móc z niego korzystać niezbędne jest życie świadome, czyli takie w którym, po krótce, wiemy co się dzieje, a nie że coś się dzieje, a my jak miotani prądem dajemy się porwać siłom, które z ukrycia na nas działają np. kierując naszym życiem z podświadomości poprzez mechanizmy obronne wywołane przez nasze traumy, czy inne trudne doświadczeniami z przeszłości…..

Świadomość-czym życie bardziej nią wypełnione tym pełniejsze, piękniejsze, prawdziwsze i takie, gdzie po prostu chcemy żyć, być, a nie mieć czy osiągać.

 

 

 

Z reguły jest tak, że ta nasza świadomość leży i kwiczy. Obejmujemy nią codzienne życie, to co akurat nasz nieuważny wzrok podświadomie uzna za ważne, żeby na tym się zawiesić. Nasze zachowania, myśli, emocje są kierowane z części podświadomej/nieświadomej/nieuświadomionej, zwał jak zwał. Działamy jak robociki: bodziec-reakcja, zupełnie nie wiedząc dlaczego i znajdując absurdalne wytłumaczenia dla naszych reakcji, jeśli już ktoś zażąda wytłumaczenia.  I tak np. myślimy sobie: jestem zazdrosna,  bo kocham, a tak naprawdę jestem zazdrosna bo panicznie boję się porzucenia i kieruje mną lęk- zupełnie nie miłość. Zazdrość to taki fajny przykład, bo wręcz ewidentny. Ograniczamy życie innej osoby, żeby zapewnić sobie złudne poczucie bezpieczeństwa, a nie z powodu wielkiej miłości. Miłość nie ogranicza, miłość pozwala drugiej osobie wzlatywać wysoko.

Zazdrość leży na drugim brzegu od miłości. Zazdrość jest reakcją na lęk.

Są tacy co twierdzą, że jest tylko miłość i lęki i wszystko leży gdzieś między nimi-zgadzam się z tym.

Wszystko co po stronie miłości, dąży do świadomego doświadczania. To po stronie lęku, często ukrywa to co prawdziwe, miesza i wrzuca do podświadomości, kierując nami z tylnego siedzenia.

 

Miłość—————————————————–0———————————————————Lęk

Radość, ekscytacja, wzruszenie,                   Złość, smutek, rezygnacja, bezsilność,

Ciekawość, nadzieja, poczucie bliskości       lekceważenie, zazdrość, niechęć, pogarda

Te wynikają z miłości                                    Te wynikają z lęku

 

To samo w psychologii mówi się o afekcie: przyjemny vs nieprzyjemny. Na jego podstawie tworzymy emocje w zależności od naszego doświadczenia i predyspozycji: przyjemne bądź nieprzyjemne.

To samo w biologii mówią komórki, które albo przemieszczają się w kierunku jedzenia (ekspansja), albo wycofują się od trucizny (kurczenie).

Itd., itd…….

I tutaj gwóźdź programu: wszystko co poszerza naszą świadomość jest dobre, ale też wszystko może poszerzać naszą świadomość byle tylko było robione z uważnością, czyli skupioną obserwacją tego co też nam to robi.

Żeby wymienić parę:

-coaching: narzędzie budowania świadomości, gdzie przez interakcję z coachem, odpowiadanie SOBIE na pytania, korzystanie z różnych narzędzi dowiadujemy się więcej o sobie, wyciągamy z podświadomości to co ukryte i…uświadamiamy sobie.

-terapia: każda forma terapii, w której możemy pochylić się nad sobą i z uważnością popatrzeć na przeszłość (psychoanaliza np.), nasze automatyczne reakcje (behawioryzm np.), czy teraźniejszość (humanistyczna np.)

-oddech: oddech mówi nam o naszym stresie, szybki oddech-reakcja na stres, zbyt wolny-zamrożenie, ale też oddechem możemy pobudzać różne części naszego mózgu-„odłączać” część myślącą, kontrolującą, pozwalając na odbieranie tego, co nieuświadomione.

-obserwacja ciała: ciało spięte-stres, ciało rozluźnione-brak stresu i tutaj dalej refleksje: dlaczego?

-medytacja: poznawanie naszych myśli, emocji, chaosu i umiejętności po prostu bycia.

-najróżniejsze warsztaty, na których dowiadujemy się czegoś o sobie: ok, nie każde mi się podobają, ale zakładam, że każde przyniosą komuś benefity. Każdy, z którego choć jedną rzecz o sobie wyniosę…bezcenny.

-taniec: poczucie ciała, spięcia, rozluźnienie, przepływ energii, umiejętność czerpania z życia, radość, spontaniczność

-psychodeliki: kontaktowanie się z nieświadomymi częściami siebie: podświadomością i nadświadomością, to co głęboko ukryte i potrzebuje naciśnięcia zielonego guzika, żeby się ujawnić.

-relacje-tak, tak uważne obserwowanie siebie w relacji z drugim człowiekiem to sposób na poszerzenie świadomości. Obserwacja reakcji, ciała, zaciskania, lęków, emocji w reakcji na drugiego człowieka…. Wspaniałe narzędzie poszerzania świadomości, wg mnie najskuteczniejsze, najlepsze.

Wszystko, dosłownie wszystko może być doświadczeniem poszerzającym świadomość.

Cudowna to wiadomość!!! Czyż nie?

Każde narzędzie może być dobre, ale musi być wykorzystane z uważnością i tak np. zupełnie nieuważna joga to jedynie bezrefleksyjne rzucanie swojego ciała w różne dziwne pozycje. Uważna joga pozwala zobaczyć, zaobserwować, poczuć, poznać.

 

Sama w sobie uważność pozwala nam głównie zauważyć to co zostało zautomatyzowane, ale przy cierpliwszej i dłuższej obserwacji pozwala dotrzeć i głębiej, do blokad i zaciskania.  Uważność towarzysząca innym narzędziom-bezcenna, konieczna.

A na koniec wspomnę o intuicji, choć o niej osoby wpis urodzę. Intuicja jest wspaniałym narzędziem, ale jeśli nasza świadomość jest bardzo wąska, to łatwo pomylić intuicję, z podszeptami głosów zamkniętych w nieświadomości. I idziemy za czymś, co czytamy jako intuicja, a to nie z serca, a z głowy idzie i do tego z głowy uwięzionej w mechanizmach obronnych.

Intuicji zawsze można ufać, ale nie do końca zawsze to co wydaje nam się intuicją, w rzeczywistości nią jest.

 

Tadammmm…..

A teraz podwijam kiecę i lecę do kina…..

Taki sobie poniedziałek….

1 sierpnia 2022 0 komentarz
0 Email
Wiedza, a nie jakieś tam gadu gaduWszystkie

MEDYTACJA

autor Katarzyna J Małysz 18 lipca 2022

 

Na zdjęciu moje tymczasowe miejsce medytacji. Czyż nie urocze? A że urocze miejsce to i wpis o uroczym temacie…Medytacja.

Medytuję od jakichś 5 lat. W zasadzie codziennie. W sumie to codziennie, bo nawet jeśli nie zawsze usiądę w tradycyjnej pozycji medytacyjnej, na tradycyjnej poduszce medytacyjnej, która leży na tradycyjnej macie medytacyjnej….to medytuję gdziekolwiek jestem, będąc.

Mnoży się od poradników, o tym jak medytować, o definicji medytacji. Na początku byłam pogubiona. Widziałam, i może i kupiłam książkę „Medytacja, łatwiejsza niż myślisz” i po 5 latach mogę powiedzieć z całą pewnością, że medytacja jest znacznie trudniejsza niż myślałam. Dla rozlatanego, rozbieganego, rozłażonego umysłu, napchanego przekonaniami, zestresowanego, zezłoszczonego, zirytowanego, kontrolującego, planującego czyli dla takiego, który dominuje u większości osób, medytacja jest i będzie znacznie trudniejsza niż myślisz, mimo że czynność wydaje się banalnie łatwa.

Bo o co chodzi?

Medytacja jest o uspakajaniu nadpobudliwego umysłu, o zrobieniu miejsca na świadome życie. Chodzi o to, żeby być tu i teraz z tym co przychodzi, doświadczać wszystkiego, co jest bez angażowania nachalnie narzucających się przyzwyczajeń umysłowych jak np. ocena, interpretacja, kontrola, planowanie i takie tam, czyli…..obserwuję co u mnie i tyle, tylko obserwuję i jestem sobie z tym, przez na przykład….20 minut (to zaledwie 1/96 doby, nawet sceptycy! warto poświęcić ten czas, skoro wszyscy trąbią, że dobrze medytować). I tak np. moje początki: 20 minut było jak koszmar z ulicy Floriańskiej w Krakowie o 1:00, w czerwcową, sobotą noc: chaos, same śmieci, ludzie odurzeni, całkowicie pozbawieni świadomości, często alkoholowa nadaktywność, czasem pokładanie się w zrezygnowanym amoku alkoholowym…gdziekolwiek, działanie bez ładu i składu, żeby tylko działać, oszalałe emocje…..

Koszmar…każda minuta trwała jak 10, przedłużające się wszystko, napływające „ważne” sprawy, które mam do zrobienia, a leżę tutaj bezczynnie. „Muszę napisać maila do X”, „Kiedy to się w końcu skończy?”, „„Muszę napisać maila do X”, „Czy na pewno wyłączyłam kuchenkę?”, „Muszę napisać maila do X”, „Kiedy to się skończy?”, „Nie zapomnieć, żeby napisać maila do X”, „Co to ja miałam zrobić?”, „Nie zapomnieć zapłacić rachunku za prąd”, „Nie zapomnieć, żeby napisać maila do X”, „Koniecznie kupić nowe jesienne buty”, „Nie zapomnieć, żeby napisać maila do X”, ,,Zaraz pewnie Remik się obudzi, a ja leżę i nic nie robię, marnuję czas”, „Nie zapomnieć, żeby napisać maila do X”, „Dlaczego się tak do mnie odezwała?”, „Nie zapomnieć, żeby napisać maila do X”, „Dlaczego nie odpisuje na smsa?”, „Nie zapomnieć, żeby napisać maila do X”, „Mogłam jej powiedzieć, że….”, „Nie zapomnieć, żeby napisać maila do X”……

To już nawet nie pojedyncze śmieci

To już nawet nie niewielki domowy śmietnik

To śmietnisko, wysypisko śmieci umysłowych.

Pierwsza obserwacja: „Ale śmieci myślowe”…to pierwsze odkrycie.

U mnie zawsze dominowało, jak ja to mówię, taskowanie, czyli zadania, planowanie, zadania, planowanie, zadania….

Są i tacy, u których dominują dialogi wewnętrzne, czyli gadanie ze sobą, co mogłam, czego nie powiedziałam, a co mogłam powiedzieć i takie tam…..dyrdymały, dywagacje na temat przeszłości, na którą mamy wpływu….zero.

Są i inne śmieci takie jak , rozpamiętywanie tego co było, taplanie się w skamieniałych emocjach i w myślach komentowanie, obgadywanie w głowie, wściekanie…..różne takie.

Po 2 tygodniach! Jakie to były koszmarne 2 tygodnie! Każdego dnia 20 minut, które trwało dla mnie jak 2h. Przez 2 tygodnie świadome obserwowanie, albo półświadome obserwowanie tego co powyżej, bo dla dodania dramatyzmu podkreślę, że ten śmietnik dzieje się i tak, nawet nie medytując, ale go zwyczajnie….nie zauważamy! Zauważenie i bycie z tym…trudne, bolesne, nudne, jednym słowem…Golgota. Po dwóch tygodniach nastąpiła znaczna poprawa stanu pacjenta…..Pojawiły się sekundy bez natłoku myśli, potem minuty. Po 5 latach bywa, że i parę minut, hahahah. No dobra, po 5 latach jest ok, po 4 też było, po 3 też….. Generalnie wszystko ok, jak tylko zacznie zaciekawiać.

Taka koszmarna, retrospekcyjna przejażdżka do początków. Nie zachęca. Trudno. I tak warto podjąć trud.

Wracam do teraz.

I tak np. siedzę sobie w tym przeuroczym miejscu, które widzisz na zdjęciu i medytuję. Pojawiają się osoby, przemierzające jezioro na łódkach. Nie widzę tutaj innych medytujących. Czuję się jakaś wyobcowana, dziwadło, przepływający ludzie spoglądają. Czuję wewnątrz presję, ocenę, promyk zawstydzenia. I….jestem w tym. Nie zbieram manatków, żeby zasiąść bezpiecznie do medytacji w zaciszu pokoju. Sprawdzam co mi robi, kiedy robię to co czuję i wystawiam się na widok innych. Jestem w tych emocjach. Sprawdzam, co w ciele. Sprawdzam co w myślach. I Jestem sobie. Napięcie, z początku duże, ustępuje po chwili, już mogę sobie być swobodnie. Siedzieć. Doświadczyłam czegoś o sobie w pełni. Nie uciekłam przed doświadczeniem. Pozwoliłam mu być i pozwoliłam sobie przeżyć je w pełni. Samoświadomość. Wolność.

Albo taki case:  ciężko znoszę napięcie w ciszy, np. kiedy to między mną i kimś innym trudna atmosfera, albo tzw. niezręcznej ciszy, albo ciszy, kiedy coś zrobię, powiem i czekam…cisza przed burzą, reakcja niepewna, lęk. Ciężko znoszę takie napięcie. Ono jest o lęku. Lęk jest najtrudniejszą emocją. Ucieczka. Walka. Zamrożenie. Najchętniej wtedy zagadać tą ciszę, wypowiedzieć jakieś farmazony, zrobić jakieś zamieszanie, pobłaznować, zmienić temat, albo zniknąć z zasięgu, zaszyć się w norze lisa, zakopać w kopcu kreta, zaszyć w podziemnych korytarzach… Medytacja: jestem w tym. Przeżywam tą niezręczność, tą wrogą albo złowróżbną ciszę. Jestem w niej. Obserwuję, co ona mi robi,  jestem w emocjach, które płyną, nie unikam ich, doświadczam swojego lęku, a raczej najróżniejszych lęków. Stawiam czoło prawdzie, a raczej ustępuję jej miejsca.  Jestem. I nawet jak trudno, niewygodnie, nieswojo. Jestem. Po co? Bo to prawda o mnie, obnażona…..Tak poszerzam świadomość o sobie, dowiaduję się, bez zabiegów, mechanizmów, błazenady, że bardzo ciężko mi być z lękiem. Nie zakrywam prawdy. Jestem w prawdzie tego, kim tak naprawdę jestem, a może raczej tego co tak naprawdę czuję, jakie emocje przeze mnie przepływają. I powoli się rozpływa to napięcie, i czuję że mogę je objąć, skontenerować, że nie muszę zagadać, zabawić, zniknąć. Mogę z tym być i nic z tym nie robić. Mogę to przeżyć bez poświęcania swojej autentyczności. Wolność.

Każda taka sytuacja uczy mnie o mnie samej.

Medytacja poszerza samoświadomość, a co za tym idzie świadomość ogólnie. A przecież fajnie żyć świadomie. Świadome życie to takie, w którym doświadczam prawdziwie i w pełni, wiem, czuję co się dzieje, a nie jadę na autopilocie. Nie jestem maszyną, do której ktoś wsadził baterie i która reaguje na życie bodziec-reakcja, a życiem płynącym w ciele, spontanicznym, nieprzewidywalnym, prawdziwym.

Całe życie może być medytacją.

Życzę Ci dzisiaj, żeby całe Twoje życie było medytacją!

Jeśli ten wpis choć trochę cię poruszył, zatrzymaj się na 5 minut. Daj sobie czas na poczucie, co teraz u Ciebie. Nie pędź nigdzie. Jesteś najważniejsza/najważniejszy w swoim życiu. Nic nie ma w Twoim życiu ważniejszego od Ciebie. Gdyby nie Ty, nie byłoby Twojego życia.

 

18 lipca 2022 0 komentarz
0 Email
Wiedza, a nie jakieś tam gadu gaduWszystkie

Stres! Co nam robi? Czyli o zestresowanym układzie nerwowym.

autor admob 19 marca 2022

Stres! Co nam robi? Czyli o zestresowanym układzie nerwowym? tutaj

Zapraszam na Youtube! Do oglądnięcia bardzo ważnego filmiku, o temacie, który jest podstawą podstaw! Treści, do których odwoływałam się już wielokrotnie, ale dopiero teraz….tłuściutkie w treści nagranie, ale niewyczerpujące tematu…z pewnością będą aneksy.

To na dobry początek.

Ciekawa jestem Waszych refleksji po……

 

19 marca 2022 0 komentarz
0 Email
Wiedza, a nie jakieś tam gadu gaduWszystkie

Kryzys Serca

autor admob 1 marca 2022

Trudny czas, trudne okoliczności, kryzysy. Zapraszam do obejrzenia nowego nagrania na Youtube: Kryzys serca

1 marca 2022 0 komentarz
0 Email
Wiedza, a nie jakieś tam gadu gaduWszystkie

Dlaczego nie chodzimy do sklepu w piżamie i szlafroku?

autor admob 25 lutego 2022

Jakiś czas temu zaczęłam odprowadzać dzieci w piżamie, najpierw w górze, a dół dresik, tak żeby jednak nikt nie zauważył. No tak, u mnie poranne zbieranie powolne, zupełni nie jestem gotowa ze sobą, kiedy to moje dzieci już wołane przez Instytucje. Przebierać się, żeby odprowadzić latorośle, dziwne w sumie. Z makijażu zrezygnowałam już lata temu. Ulga. No i tak bez makijażu, w górze piżamy trwałam sobie.

Dziś rano…..pokonałam kolejny krok ku swojej wolności. Udałam się, odwieźć jednego z potworów, w pełnym umundurowaniu sypialnianym: cała piżamka w kratę plus szlafrok (swoją drogą zupełnie nieseksowny, frote czy coś takiego). Na to, ze względu na warunki pogodowe zarzuciłam kurteczkę. Nie chciało mi się jak cholera, ubierać, fatygować, przyozdabiać. Wyglądałam jak wiocha. Tak właśnie wyglądałam. I jakie to było wygodne!

I wszystko fajnie ładne, ale wychodząc uświadomiłam sobie, że wczoraj Panu Mężowi zakupiłam kawę rozpuszczalną, kiedy to chciał parzonkę, więc żeby zadośćuczynić, miałam w planie jeszcze do sklepu podskoczyć.  Inną sprawą jest wozić się w piżamie, siedząc w samochodzie i w najgorszym przypadku wynieść zad, żeby dziecku pomóc wysiąść, albo takie tam, a inną iść do sklepu w ubraniu całkiem nocnym. Ale czułam, że spoko. Odwiozłam młodego, zaparkowałam dziarsko pod sklepem i…siedziałam. Chciałam poczuć skąd to wszystko mi idzie, czy z mojej na buncie osadzonej natury, bo bardzo nie lubię słów: powinno się, należy, trzeba. Słowa triggery……, czy z mojej wewnętrznej wolności, i pragnienia po prostu iść po kawę, iść taką jaka jestem.

Wiecie, nigdy nie mogłam się pogodzić z tym, że muszę się w jakiś schemat wpisać. Jak jesteś punkiem, to kolorowe włosy, ta sama muzyka i generalnie, niechluj, jak Metalem to czarne długie badyle na głowie, obcisłe spodnie, opinające mało seksownie jajka u mężczyzn, u kobiet bez jajek. No, tak to dawne czasu, ale przecież teraz też to widzę, i dalej się jakoś zniesmaczam. Jak jesteś kobietą na ścieżce rozwoju duchowego, to długa spódnica, kamienie mocy, ceremonialne kakao i koniecznie słuchanie muzyki gdzie albo w tytule, a w najgorszym wypadku w tzw. body piosenki pojawia się Pachamama. Bez Pachamamy to żaden rozwój w końcu 😉 I niby takie bardzo w sobie, a takie same…..znowu. Piszę te słowa, i już mnie lęk zanosi za horyzont, bo przecież o swoich piszę 😉 . No trudno, życie.

Wracając do mojego buntu-niebuntu piżamowego. Siedzę w tym aucie i kurde czuję, że to nie bunt, że to moja wolność, wygoda, że to bardzo moje tak sobie wejść, bez zwracania uwagi na innych, wziąć tą kawę z półki, zapłacić i wyjść. Takie mega w zgodzie ze mną, takie swobodne, łagodne, swoje, bez patrzenia na innych.

Poszłam, idę, i nagle z ciała swoboda zaczyna parować, bo jeden, drugi człowiek, trochę nie da się nie zauważyć, że wyglądam dość osobliwie, no nie da się. Idę dzielnie i czuję, jakąś siłę, że spoko, że ja mam wszystkich w dupie, że ja wolna, oni zniewoleni, że ja wyluzowana, oni sztywni. I…no nie dałam się porwać temu mechanizmowi obronnemu, który to chce wmówić sam sobie, że mam gdzieś, co inni o mnie. No nie dałam się. Nie poszłam w to,  poczułam co chce przykryć. I kurde….gdzie ta kawa? Gdzie ją Ci złośliwcy schowali….Idę czuję chaos w głowie, bicie serca, drżenie. I moja mgła, która zawisa naokoło mojej głowy, taki mój mechanizm dysocjacyjny. Czuję, jakbym oglądała wszystko zza mlecznej szyby. Mgła nad głową, a raczej naokoło. Lekkie zawroty głowy. Czuję, że stres wysoki, lęk przed oceną. Jestem w tym. Czuję, że łatwiej byłoby wskoczyć w pozę, ale poza to nie ja…brak autentyczności. Wybieram poznać siebie, posłuchać, zamiast iść za znanym i stosowanym schematem, podziękowałam za lata wysługi….wystarczy.  Poczuć siebie, poznać prawdziwie, zobaczyć co tam siedzi. Ja. Autentyczna.

I jeszcze takie coś mi się przypałętało. No właśnie….Taka, JA-czuję, że pójść do sklepu w szlafroku to ok, ale zjada mnie potem lęk przed oceną.

A taki np. Pan Mąż. No, on z zadziwieniem zawsze spogląda na takie moje wybryki, bo….no cóż, to nie jedyne takie tam u mnie. Zawsze się dziwi, samemu nie przychodzi mu do głowy, zaprogramowany na wcześniejszym etapie procesu ubraniowego i tego jak się powinno, ale, ale, wiem to na 100%, że jakby już się znalazł w tym sklepie w piżamie. Powiedźmy…dostał chwilowej chmury covidowej i tak sobie poszedł, i jakby już tam był i się zorientował, że sto na środku sklepu w kalesonach i kapciach z pomponem….to….nic by sobie z tego nie zrobił. Myślę, że nawet średniej siły pobudzenie jego układu nerwowego by go nie dosięgnęło. Ciekawe. Każdy w innym punkcie ma swoje zawężenie, ściśnięcie, u każdego na innym etapie zamach na jego wolność i suwerenność. Praca indywidualna.

 

25 lutego 2022 0 komentarz
0 Email
Wiedza, a nie jakieś tam gadu gaduWszystkie

UZIEMIENIE

autor admob 31 stycznia 2022

W pracy z ciałem i emocjami często mowa o uziemieniu i……

Siedzę sobie tak na wyciągu narciarskim, siedzę i obserwuję jak ten Bóg z wysoka…..ludzi obserwuję. Zawsze to lubiłam, fascynowało mnie to i pasjonowało. Jednocześnie, raduję się bardzo i wdzięczna sobie jestem, bo obserwowanie to pozbawione krytycznego spojrzenia….czasem i owszem, najczęściej jako mechanizm obronny, gdy czuję się nieswojo, ale to nie na wyciągu, na wyciągu…swojo, czuje się swojo, bardzo swojo. Obserwuję….uziemienie.

Parę lat temu na spotkaniu on-line, jedna kobieta: „muszę się uziemić”, po czym zamknęła oczy i siedzi, trwa w ciszy. Poczułam się jak Gambol w bajce o Królewnie Śnieżce, zupełnie od czapy. Rozdarta między całkowitą niezręcznością wynikającą z niezrozumienia, a wstydem, że nie wiem, a może powinnam, też trwałam, aż w końcu przestałam trwać i zbierając w sobie wszystkie opary mojej odwagi, zapytałam, tak zapytałam: „A o co chodzi? Co to jest to uziemienie?”. Było trochę pomruków, posapywanie, jakaś konsternacja, niejasne wyjaśnienia związane z kontaktem z ziemią, generalnie nie zrozumiałam, przyznałam się, że nie rozumiem, ale trudno…widocznie…nie doskoczyłam do zrozumienia tematu, zbyt zawiły koncept. Z biegiem czasu, zaczęła we mnie kiełkować myśl, że chyba współuczestnicy tegoż spotkania też nie bardzo wiedzieli o co w uziemieniu chodzi, a że uziemienie modne w pewnych kręgach to stosują, nie czując. Moja obserwacja też niestety dotyczy innych modnych i stosowanych kawałków, nie idących z doświadczenia, głębokiego zrozumienia, a powielania popularnych tematów-autentyczności brak.

Uziemienie pojawiało się tu i ówdzie, czasem zaciekawiło mnie mniej, czasem bardziej. Słyszałam np. od różnych osób: „Ty to chyba jesteś uziemiona”. Patrzyłam z pytajnikiem w oczach” „z czego wnioskujesz?”. No i na przykład wnioskowanie było z tego, że racjonalna jestem i takie tam. Inni,  że taka w ciele jesteś, masz połączenie, jeszcze inni podobne skrawki niecałości.

No dobra, siedzę sobie na tym wyciągu i obserwuję:
-Jeden/jedna jedzie pięknie technicznie, ale kurczę, co wertep to odlatuje, traci pewność siebie……
-Jeden/jedna dopiero uczy się warsztatu, nogi skurczone w pługu, niepewna całkiem, lęk w oczach połączony z pasją….
-Inny/inna jedzie ostrożnie, widać, że się boi, choć stok spokojny, łagodny, technika wystarczająca, ale wystraszony/a….
-Są i tacy to mkną jakby przyklejeni do stoku, niezależnie od techniki, pewność ruchów, łagodność, sprawność, stok należy do nich, odlepią się od niego i zaraz wracają na miejsce jakby było im dedykowane, ciałem balansują z lekkością, skupienie na sobie, pewni swoich umiejętności (niekoniecznie technicznie mega wysokich, nóżki razem i takie tam), pewni siebie, wiedzą, że dadzą radę nawet jak mulda ich zaskoczy, nawet jak młody pasjonat narciarstwa przeturla się przed nimi….

I patrzę i myślę. Wow, ugruntowanie, Ci ostatni ugruntowani, z tym wiąże się mnóstwo jakości, które można zaobserwować po sposobie poruszanie się na stoku! Ugruntowanie rdzennie związanie z chodzeniem, i tak właśnie do chodzenia odnoszę, choć, ponieważ w wieku ok 3 lat każdy już chodzi dość sprawnie, to tych jakości moje, nie do końca sprawne oko w chodzeniu nie potrafiło dostrzec, a w jeździe już tak!

I teraz oczami wyobraźni wyobraź sobie narciarza (jak nie jeździsz to może być alpinista, wspinacz cokolwiek co jest wymagające), który na pierwszy rzut oka super czuje się na stoku!

I tak, co widzisz?

Ugruntowanie-narciarz: skupienie na jeździe, mocne i solidne trzymanie się powierzchni-rzeczywistości; czuje się bezpiecznie niezależnie od warunków, pewność siebie wynikająca z nabytych umiejętności, które pozwalają na swobodna jazdę bez lęku, poczucie sprawstwa-ode mnie zależy jak pojadę i gdzie pojadę, poczucie, że mam prawo być tutaj z tymi umiejętnościami jakie mam, nieważne czy komuś się podoba czy nie, jadę i mam wszystko gdzieś oprócz jazdy, bo jestem tu gdzie mam być, i mam ku temu wszelkie prawo, czuję ruch w moim ciele, cudnie balansuję, wiatr we włosach lub kasku, jak kto woli 😉 Nie uciekam w myśli, czy emocje, które mnie dekoncentruję, skupiam się na jeździe, czerpię z niej przyjemność. I nawet jak na drodze napotkam przeszkodę, to wiem, że sobie poradzę, bo mam technikę, poczucie własnej wartości, potrafię zadbać o siebie.

Narciarz ugruntowanie: pewnie  czuje się na stoku.

Ugruntowanie w życiu: skupienie na życiu, mocne i solidne trzymanie się rzeczywistości, czuję się w życiu bezpiecznie niezależnie od okoliczności, mam poczucie własnej wartości, które pozwala na swobodne życie bez lęku, poczucie sprawstwa-ode mnie zależy jak pokieruję swoim życiem, jaki cel wybiorę i jak będę go realizować, poczucie, że mam prawo być tutaj, z tym jaki/jaka jestem, nieważne czy komuś się to podoba czy nie, żyję i mam gdzieś opinie innych, bo jestem tu gdzie mam być, i mam ku temu wszelkie prawo, czuję moje ciało i jestem w pełni świadoma co u mnie tu i teraz, nie uciekam w głowę, myśli , emocje, duchowość, skupiam się na życiu, czerpię z niego. I nawet jak na drodze, napotkam trudności , to wiem, że sobie poradzę, bo mam umiejętności, siłę, moc, poczucie własnej wartości, potrafię zadbać o siebie i mi najbliższych.

Ugruntowanie: pewnie czuje się w życiu!

Ugruntowanie związane jest z chodzeniem, z nogami. Są tacy, co chodząc mocno i solidnie trzymają się podłoża. Są i tacy co jakby latali, ledwie muskają powierzchni. Są i tacy to potkną się na równiutkiej posadzce.  Różni są ludzie. Ci pierwsi, uczyli się chodzić w bezpiecznych warunkach, swobodnie eksplorowali przestrzeń, nikt ich nie pośpieszał, albo nie straszył guzem przy każdym zrobionym kroku. Ci pierwsi chodzili naturalnie, nie musieli zadawalać mamusi, czy tatusia, którzy czując dumę klaskali dziecku przy każdym samodzielnym kroku i robili powtórki, przy każdym kolejnym pokazie serwowanym babciom, ciociom i wujkom i siódmym wodom po kisielu. Ci piersi szli jak czuli się bezpiecznie i wracali, kiedy wewnętrzny głos o to zawołał. Nie musieli się starać ponad to co chcieli tylko i wyłącznie dla siebie. Ci pierwsi czuli wsparcie, było do kogo wrócić jak nogi chciały odpocząć. Czekała na niego ciepła, nienachalna mama….tato. Byli tak. Można było w poczuciu bezpieczeństwa eksplorować. Ugruntowani.

Wracając do nart.

Jeździłam sobie tak sama i czułam to swoje uziemienie, lub jego brak.

Poczułam, że przecież celem nie jest dotrzeć do stacji na dole, ale celem jest droga, jazda. To jest celem. Osiągnięcie stacji dolnej, kolejki, nawałnica ludzi….nie o to przecież chodzi. Droga jest celem. Nie, to nie jest wielkie odkrycie, ale dopiero na nartach wydało mi się aż nazbyt oczywiste. No przecież, nie o dotarcie na dół chodzi!

I patrzyłam sobie kiedy tracę to ugruntowanie, kiedy czuję, że z mocnego trzymania się gruntu, zaczynam niby lecieć nad stokiem (lecieć=tracić równowagę, zachwiać się i takie tam):
-natłok myśli i/lub emocji-uziemienie brak; i tak jechałam po burzliwym poranku z synami, sprzeczkach i kłótniach, złościach. Wkradające się wyrzuty sumienia, złość to na nich, to na siebie, myśli odlatywały, a moje narty z nimi. Każda mulda stanowiła zagrożenie, gwałtowne i nachalne wyrwanie z zatopionego w myślach umysłu. Dobre muldy-sprowadzały mnie na ziemię. Trudności życiowe…uziemiają.
-staranie się zaimponować- no dobra, trochę to żenujące, ale tak, wpadam czasem w tryb, żeby pokazać, że fajnie jeżdżę, choć wiem, że wcale aż tak fajnie nie jest, nooo, żeby pokazać się z jak najlepszej strony i co wtedy? Każda mulda stanowi zagrożenie, gwałtowne i nachalne wyrwanie z narcystycznego amoku, który każe myśleć, że każdy na mnie patrzy, na mnie w tym strasznym kasku, i różowej czapce niepasującej do czerwonej kurtki, czapce, u której pompon zwisa jak członek po erekcji, ale którą kocham od lat i nie mogę z niej zrezygnować w imię spoko wyglądu.
-zajmowanie się nie sobą- szukanie na stoku, to tego syna, to drugiego, trzeciego, to męża. Każda mulda stanowi zagrożenie, gwałtowne i nachalne wyrwanie z lęku przed osamotnieniem, nadmiernym skupieniem na innych

Bycie ze sobą, swoją drogą…uziemienie.

I na koniec najważniejsze dla Ciebie pytania:

-Co przeszkadza Ci, żeby być uziemioną/ny?
-Co stoi na przeszkodzie uziemiania?
-Jakie sytuacje w życiu, odwodzą Cię od tego stanu bycia ze sobą, tu i teraz, w pewności, że masz prawo, poczuciu, że możesz i potrafisz, w widzeniu jasnej ścieżki, realizowaniu siebie i czerpaniu z tego pełnymi garściami?
-Czy to są ludzie i  ich obecność, które wyrywają Cię ze stanu uziemienia (wstyd, lęk przed odrzuceniem, złość, irytacji)?
-Czy to są zdarzenia, te muldy, które pochłaniają Twój umysł, lęk przed przeszkodami?
-Czy to natłok emocji, w kontakcie z innymi, ze sobą, z rodziną, pracą?

Sprawdź co u Ciebie. Co pomaga Ci skontaktować się z tym stanem, pod którym tyle się kryje, a co przeszkadza?

Wsłuchaj się w siebie, teraz, ale też w różnych okolicznościach w kolejnych dniach. Zatrzymaj się co chwilę i sprawdź jak Twoje uziemienie i dlaczego go brak, jeśli brak 😉

Wsłuchaj się w siebie, głęboko.

Katarzyna Małysz
Pani Od Słuchania Siebie
Coaching Kryzysu, Terapia Chronicznego Stresu i Traumy Metodami Pracy z Ciałem i Emocjami.
Katarzyna.malysz@siodmy-kierunek.pl

A że we wpisie dużo ująć ciężko, to zapraszam już niebawem na Youtube posłuchać o Uziemieniu, bo mimo najszczerszych chęci, nie udało mi się ująć wszystkiego co chciałam…musiałabym napisać książkę, a na to nie mam na razie ochoty.

 

 

 

31 stycznia 2022 0 komentarz
0 Email
  • 1
  • 2

Pomagam Odzyskać Ener

Pomagam Odzyskać Ener

Mam na imię Kasia, urodziłam się 3.1.1979...dawno. Mam 43 lata...dużo. I dobrze. Każda chwila mojego życia doprowadziła mnie do miejsca, w którym jestem teraz. Miejsca złożonego ze wszystkich doświadczeń mojego życia, i tych które zapraszałam i tych które wprosiły się same-niechciane. Mimo wszystko...to całkiem dobre miejsce. Lubię je.

Ostatnie wpisy

  • SLACKLINE
  • NIE WIEM
  • YOUTUBE: STRESORY I OBSZARY STRESU
  • Otwartość
  • Odważne życie

    • Facebook
    • Instagram
    • Linkedin
    • Youtube
    • Email

    @2017 - PenciDesign. All Right Reserved. Designed and Developed by PenciDesign


    Do góry