Slackline, czyli chodzenie po linach, takich jak np. widzimy w parkach. Ludzie rozwieszają między drzewami i łażą. Chodzenie po linie przypomina życie. Jak wszystko, jeśli się mocniej przyglądnąć, ale cóż…liny, temat aktualny, to o linach piszę.
Etap 1 nauki:
Przejść jak się da, byle dotrzeć do celu, nieważne, że ostatni krok w sumie, to już ciało leci w innym kierunku niż nogi, ważne, że rzuciłam się i dotarłam do końca. Z reguły większość pozostaje na tym etapie, albo rezygnuje całkiem z tej podróży. W sumie wydaje się nuda, bez sensu, albo łatwe, umiem przejść. Na tym etapie z reguły większość osób zorientowana na zewnątrz (nie mówię o dzieciach): Jak wyglądam? Nie wychodzi. To wstyd. Nie będę nawet próbować, bo co jak nie wyjdzie? No i nie wyjdzie, bo jak za bardzo na zewnątrz jesteśmy, to nie da się być do wewnątrz, w skupieniu, w równowadze. A to niezbędne to bycia-życia, slackline.
Etap 2 nauki:
Każdy krok poprzedzony poczuciem równowagi, nie idę do przodu zanim nie poczuję, że jestem, czuję, panuję, umiem. Tutaj jeden krok wystarcza, ale za to, w pełnej uważności. Nie przynosi satysfakcji przeskoczenie paroma wielkimi krokami życia, ups liny. Kosztowanie każdego kroku. Poczucie, że lepiej w uważności zakończyć przed metą, niż wielkimi susami dotelepać się do końca życia. Świadome bycie w każdym ruchu. Wzrok skupiony na jednym punkcie, nic nie rozprasza. A nawet jak rozprasza, czytaj: dzieci, to skupienie nadal, na tym jednym miejscu, a jakaś inna część mózgu mówi do intruzów. I jest. Jest cel na horyzoncie, ale nie jest nim dotarcie do końca określonego na linii czasu, albo jako miejsce, stan posiadania, a umiejętność, uważność, równowaga, balans, poczucie, że czuję wszystko, satysfakcja, że panuję nad ciałem, a nie, że ono panuje nade mną, albo z braku czegokolwiek miota mną to tu, to tam. Poczucie mocy, z której idzie satysfakcja. Taka dla siebie i do siebie. Tutaj nie ma znaczenia, co na zewnątrz, co kto i jak pomyśli. W ogóle zewnętrze nie istnieje, kiedy jestem na tej linie, jest tłem do przechadzki. Rozmytym. Bycie tutaj jest głębsze, takie docierające do wszystkich zakamarków ciała. Daje poczucie, że mogę, potrafię iść za tym czego pragnę, w skupieniu, w sobie, ze sobą. Świat we mnie, a nie ja w świecie.
Etap 3 nauki:
Nie wiem, nie doszłam. Zgaduję, że wyśmienity. Uaktualnię wpis, jeśli kiedyś tam dojdę. Choć nie zawieszam dla siebie poprzeczki nigdzie, więc i nie zakładam, że kiedyś tam będę.